Ajurweda definiowana jest jako system medyczny, dla mnie jednak to przede wszystkim, tak po prostu, nauka o życiu. I to nawet dosłownie, bo ajuh znaczy życie, a weda – wiedza.
Znana i praktykowana od 5000 lat na Wschodzie, do Polski przybyła całkiem niedawno, z roku na rok zyskując coraz większe grono zwolenników. I to takich, którzy zostają z nią zdecydowanie na dłużej.
Na początku wydaje się nieco skomplikowana, z czasem jednak okazuje się, że sanskryckie nazwy już nie są takie trudne i same cisną się na język w każdej możliwej sytuacji.
Wiem co mówię, w końcu często podnosi mi się Vata 🙂
Ajurweda przede wszystkim stawia duży nacisk na profilaktykę – zaleca odpowiedni rytm dnia, codzienne zabiegi i ćwiczenia oraz konkretne pokarmy, napoje i zioła, odpowiednie dla Twojej doszy, czyli Twojej konstytucji – wszystko po to, żeby jak najdłużej pozostać w dobrym zdrowiu i czerpać z życia jak najwięcej.
A gdy choroba mimo wszystko się pojawia, daje sprecyzowane zalecenia dotyczące diety, odpoczynku, ziół i różnych terapii, które, albo mają za zadanie wyleczyć dolegliwość, albo chociaż zmniejszyć jej negatywne skutki.
Cenię Ajurwedę za to, że daje precyzyjne zalecenia. Bierze pod uwagę naturalne tendencje danej osoby- to jaka się urodziła, ale też jaka jest teraz, po latach wydarzania się życia.
W końcu wszyscy jesteśmy różni- trudno więc, żeby każdy z nas dostawał takie same wskazówki.
Oczywiście, jest szereg zaleceń wspólnych dla wszystkich, jak na przykład to, żeby zaczynać dzień od szklanki ciepłej wody. Ale to co później – jakie śniadanie i o której – jest już sprawą indywidualną.
To co również ujmuje mnie w Ajurwedzie to to, że nie ma tutaj nakazów, zakazów i grożenia palcem – jest tylko to co wskazane lub mniej wskazane, to co służy bardziej lub mniej.
Wszystko zależy od nas i naszych wyborów.
Ajurweda może nam tylko w tym pomóc.